Rate this post

Na wstępie chciałbym się jeszcze raz gorąco przywitać ze wszystkimi czytelnikami sala-lacerta.pl. Z tej strony know_naim! Może mnie pamiętacie z gościnnych artykułów o Scurge Hive oraz Monster Tale albo znacie z NikogoForum jako Tawotnicę. Tak się składa, że dostałem od Kaxiego własne konto na Blogu i będę się tu pojawiał częściej
Spodziewajcie się wpisów na temat eShopowych perełek, gierek retro i egzotycznej japońszczyny z naciskiem na handheldy Dużego N. Zacznę dzisiaj od minirecenzji indyka, który pod koniec sierpnia wylądował na WiiU – Q.U.B.E. Director’s Cut. Please enjoy.

Głosy w mojej głowie

Wyobraźcie sobie, że budzicie się w białym, sterylnym pomieszczeniu składającym się z samych sześcianów. Gorzej, budzicie się bez bladego pojęcia kim jesteście, skąd się tam wzięliście i co zrobić, żeby się wydostać. Po chwili słyszycie żeński głos z jakiegoś nadajnika w skafandrze, który tłumaczy, że zostało mało czasu. Znajdujecie się bowiem w olbrzymiej kosmicznej kostce, która obrała kurs kolizyjny z ziemią. Motywację do działania dostajecie prostą – albo rozwalicie tą kość od wewnątrz albo ludzkość zostanie zgładzona.

Taką sceną rozpoczyna się Q.U.B.E., gra logiczna z widoku pierwszej osoby produkcji brytyjskiego studia Toxic Games. Wersja Director’s Cut wyróżnia się intrygującym sposobem narracji, gdzie niememu bohaterowi co jakiś czas dostarczane są skrawki informacji o jego życiu w postaci komunikatów od dryfującej w Międzynarodowej Stacji Kosmicznej komendant Novak. Wraz z progresem w grze nadawane przez Novak wiadomości stają się coraz bardziej osobiste i powstają uzasadnione wątpliwości czy w ogóle możecie jej ufać. Komunikacja jest jednokierunkowa, a pani komendant, bezustannie krążąc po orbicie ziemi bardzo szybko traci łączność. Urwane w połowie zdania nie są więc rzadkością. Tak prowadzony scenariusz wprowadza potrzebne napięcie, którego samą rozgrywką nie dałoby się osiągnąć i podkreśla dramatyczną sytuację w jakiej znalazł się bohater.

First-person Pullblox

Podobnie szczątkowe jak informacje dotyczące fabuły są instrukcje odnośnie rozgrywki. Nie ma w grze samouczka, ani uwłaszczających inteligencji gracza wiadomości typu „press A to jump”. Samodzielne odkrywanie mechanizmów rządzących wnętrzem kostki to czysta przyjemność i najmocniejsza strona Q.U.B.E.. Celem gry jest otwieranie sobie drogi do kolejnych pokoi z zagadkami, wykorzystując porozmieszczane w otoczeniu kolorowe formacje bloczków. Każdy kolor posiada inne właściwości. Przykładowo czerwone bloki można wysuwać ze ściany i podłogi niczym w Pullblox, niebieskie natomiast wciska się i wykorzystuje jako trampolinę.

Pierwsze sektory gry służą do zapoznania się z każdym typem klocków i przelecicie przez nie jak burza. Nawet jeśli poziom trudności zagadek na tym etapie nie jest wysoki, to samo pobawienie się każdą nową funkcją sprawia sporą satysfakcję i daje efekt „Aha! Więc tak to działa!”, mocno zachęcający do natychmiastowego zwiedzania następnego pokoju. Tempo w jakim dorzucane są kolejne elementy do łamigłówek nie pozwala się nudzić. Q.U.B.E. rzadko powiela schematy i do przypominających przygody Mallo kombinacji z przesuwaniem skrzynek szybko dochodzi kierowanie lewitującymi kulami przez labirynt, zabawa promieniami świetlnymi czy uruchamianie różnorakich przycisków.

Kwadratowe sterowanie

Problemy zaczynają się w momencie, kiedy do tej mieszanki wrzucane jest koordynowanie swoich ruchów w czasie. Ograniczone pole widzenia i niska czułość kursora nie raz sprawiały, że marzyłem by w rękach trzymać Wiilota i Nunchuck zamiast GamePada. Nietrafienie w przełącznik albo krzywo ustawiony bloczek niejednokrotnie wymuszają rozpoczęcie całego etapu od nowa. Psuje to płynność rozgrywki i zniechęca, kiedy dokładnie wiecie jakie powinno być rozwiązanie zagadki. Nie pomaga w tym wypadku wzrastający stopniowo poziom skomplikowania puzzli i coraz częstsze wykorzystanie niedokładnej fizyki gry. Efektem tego są sektory, w których więcej walczycie ze sterowaniem i grawitacją niż z właściwą zagadką.

Oprócz trybu fabularnego, którego przejście zajmuje ok. 3 1/2 godziny dostępny jest też time-trial, który w świetle powyższych wad zupełnie mi nie podszedł. Pod ciśnieniem czasu już mi zabrakło motywacji, żeby się przemęczyć przez te 10 wyzwań.

Prawie Portal

Podobać może się minimalistyczna oprawa audio-wizualna Q.U.B.E., której nie sposób nie skojarzyć z serią Portal. Elektroniczny soundtrack dobrze podkreśla futurystyczny klimat gry, a mocne nasycenie kolorów gwarantuje odpowiednią przejrzystość puzzli. Niestety od strony technicznej miałem parę problemów. Po wyjściu do Miiverse czy przeglądarki internetowej lubiły się wyłączać na chwilę efekty dźwiękowe, a żółte i czerwone przyciski wykrzaczały się na zielono. Nie wiem czy odosobniony przypadek mojej wersji czy szerszy problem, ale na wszelki wypadek ostrzegam przed glitchami, bo występowały u mnie na tyle często, że miały wpływ na komfort grania. Skoro już jesteśmy przy technikaliach to wspomnę tylko, że GamePada możecie wykorzystywać do off-screen play. Ekran dotykowy i żyroskop nie zostały użyte przez twórców.

Podsumowując, Q.U.B.E. to solidna gra, która zostawi was ze sporym uczuciem niedosytu. Równie szybko jak się rozkręca też się kończy, a w ostatnich sektorach wyraźnie wyłażą niedociągnięcia gameplayowe. Nie zdarza się jednak często, żeby gierka logiczna starała się o głębszy kontekst fabularny, a Director’s Cut waśnie tym zasłużył sobie na rekomendację. Jeżeli szukacie wyzwania dla swoich szarych komórek na krótkie, ale intensywne posiedzenie i jesteście w stanie przeboleć niedoskonałe sterowanie, sięgnijcie po dzieło Toxic Games.

Plusy:
+ Sposób prowadzenia narracji
+ Poznawanie nowych mechanizmów gry bez trzymania za rączkę
+ Minimalistyczna oprawa

Minusy:
– Ograniczone pole widzenia i nieprecyzyjne sterowanie
– Niedokładna fizyka
– Glitche dźwiękowe i graficzne

Ocena:
6 / 10