Rate this post

Udało mi się zdobyć dość wcześnie własną kopię The Legend of Zelda: Majora’s Mask 3D i już w tej chwili mam kilka pierwszych godzin gry za sobą. Chętnie więc podzielę się wrażeniami na gorąco. Zwłaszcza, że nigdy wcześniej w Maskę Majory nie grałem i podchodzę do gry kompletnie na świeżo.

Jako, że czasu na granie mało, jutro Walentynki, a ręce same rwą się do konsoli, pierwsze wrażenia z Majora’s Mask 3D spiszę w formie punktów. Tak, jak niegdyś prawie-recenzję Lego City Undercover. Będzie szybko, zwięźle i przejrzyście. A więc do rzeczy!

Jeśli tylko Zelda Wii U zdąży na końcówkę 2015, to będzie to najlepszy rok dla fanów Zeldy od dawna!

Kole w oczy

– Wtórność assetów – Majora powstała swego czasu na Nintendo 64 w pośpiechu i team Aonumy korzystał bogato z materiałów, które powstały przy okazji Okaryny Czasu. To widać, ale akurat w przypadku tekstur czy obiektów nie przeszkadza mi to wcale. Termina jest na tyle wyjątkowym miejscem, że nie mam wrażenia deja vu. Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o muzyce. Przygrywają w większości te same utwory, co w Ocarina of Time i uderza mnie to bardziej niż bym się wcześniej spodziewał.

– Jeszcze nie jestem pewien, co myśleć o fakcie, że wraz z cofnięciem czasu tracimy postęp w niezakończonych questach. Z jednej strony pozostaje informacja, co musimy zrobić, dzięki czemu szybciej nadrabiamy zaległości i możemy posunąć zadanie naprzód. Z drugiej nie bardzo ma sens w danym cyklu trzydniowym popchnąć kilka questów odrobinę do przodu – żeby naprawdę coś osiągnąć, trzeba się skupić na doprowadzeniu wątku do końca.

– Ubieranie masek trwa nieco za długo, zwłaszcza, że będzie trzeba nimi żonglować coraz częściej.

Na takie dodatki macie szansę trafić, jeśli kupicie fizyczny egzemplarz Majora’s Mask 3D.

Łechce duszę

– System masek jest genialny. Jestem wciąż na początku gry, ale już widać w nim wielki potencjał, jeśli chodzi o zagadki i sekrety. To miła odskocznia od schematu nowych przedmiotów w każdym lochu z reszty Zeld. Trudno w ogóle Majorę klasyfikować, jest na tyle unikatowa ze swoimi systemami, że nie chce się mieścić w sztywnych ramach.

– Poziom trudności wydaje się być idealnie wyważony. Mimo ułatwień, które wprowadzono w rimejku, wciąż trzeba się dobrze orientować, gdzie iść, z kim pogadać – generalnie trzymać rękę na pulsie.

– Oparcie gry o side-questy i wiele wątków to świetna odskocznia od klasycznych Zeld! Jest może mniej epicko, ale przez to świat się wydaje bardziej żywy i autentyczny. A sama rozgrywka ma charakter mocno detektywistyczno-przygodówkowy. Tak mi się kojarzy: nieco z prowadzeniem dochodzenia w obcym i dziwnym miasteczku, a trochę z lekko komiksowym charakterem klasycznych przygodówek.

– Grafika jest bardzo przyjemna. To samo można powiedzieć o efekcie 3D. Widać postęp względem N64, choć to i tak nie jest szczyt możliwości 3DSa. Czyli przedstawia się kwestia liftingu graficznego identycznie jak w przypadku Ocarina of Time 3D.

– Obsługiwany jest Circle Pad Pro do sterowania kamerą!

To tyle na początek! Macie już swoje kopie? Nie zapomnijcie się podzielić wrażeniami