Rate this post

Parę tygodni temu Rayos na łamach Bloga Nintendo rozprawił się z najnowszym Mario 2D, czyli New Super Mario Bros. U. Teraz zaś sięga w przeszłość i bierze na warsztat Super Mario Advance 4: Super Mario Bros. 3. Oddaję mu głos – [kaxi].

Przyznam szczerze, że ciężko mi pisać ten tekst. Nostalgia potrafi być straszliwie wredna i kiedy oczyma wyobraźni wspominamy jak to drzewiej bywało, że gry były lepsze, piwo smaczniejsza, a zima silniejsza, zawsze jest szansa, że jednak sroga zima nam przeszkadza, EB jednak nie jest tak dobre jak pamiętamy, a świetna kiedyś gra dziś już będzie niegrywalna, archaiczna albo po prostu słaba. Miałem podobne, ale nie aż tak drastyczne odczucia kiedy odpaliłem jedną z moich ulubionych gier z GBA na Wii U. Chciałbym Wam pokazać, że wspomnienia nie zawsze są w stu procentach dokładne na przykładzie Super Mario Advance 4: Super Mario Bros. 3.

Na wstępnie chciałbym zaznaczyć, o czym nie każdy wie, że Super Mario Advance 4 to port remastera Super Mario Bros. 3 z NESa wydanego w pakiecie Super Mario All Stars na SNESa. Nintendo było już mistrzem recyklingu na początku lat 90. ubiegłego wieku. W dalszej części tego artykułu grę będę po prostu nazywał Super Mario Bros. 3, skrótowo SMB3. Wszystko jasne? To zapraszam do lektury.

Super Mario Bros. 3 w wielu kwestiach mocno wyróżnia się na tle swoich poprzedniczek. Przede wszystkim, jak na standardy NESa, mocno podkręcono grafikę, gdzie wszystkie sprite’y, czy to hydraulików, przeciwników czy otoczenia uległy znacznej poprawie i zyskały na detalach. Platformy przestały być całkowicie poziome, pojawiły się stoki, goniące nas słońce, ruchome piaski. Debiut swój zaliczyły poziomy takie latający statek czy czołgi. Soundtrack był świetny z całą masą pamiętliwych kawałków. Po raz pierwszy pojawiła się mapa świata, po której mogliśmy się swobodnie poruszać i odwiedzać domki Toadów, gdzie dostawaliśmy power-upy. Te mogliśmy przechowywać w podręcznym menu i użyć przed interesującym nas poziomem, tym samym ułatwiając sobie start. Dzięki liściowi mogliśmy latać i atakować wrogów ogonem, w stroju Tanookiego mogliśmy dodatkowo zamieniać się w kamień. Mogliśmy przywdziać śmierdzący, zielony but goomby, zmienić się w zmorę wszystkich graczy oryginalnego SMB, czyli w Hammer Bros., a nawet mogliśmy pokusić się o przejęcie okolicznych stawów w stroju żaby. Wspominając o oryginalnej wersji gry, trzeba również wspomnieć o omawianym tu remasterze gry, w której całość zyskała na jeszcze większej ilości detali, kolorów i dźwięków. Super Mario Bros. 3 był idealną kontynuacją serii, dodając całe mnóstwo nowego, jednocześnie zachowując ducha oryginału.

SMB3 był moim ulubionym 2D Marianem ze względu na levele i soundtrack. Co prawda nie miałem możliwości zagrania w oryginał z NESa, jednak zakochałem się w wersji, która posiadałem na moim poczciwym Game Boy Advance SP. Poziomy w tej grze są świetnie zaprojektowane, każdy jest inny, każdy ma pomysł na siebie. Naturalnie, SMB3 to klasyczny platformer z gatunku „biegnij w prawo”, gdzie musimy dojść do końca poziomu po drodze starając się nie zginąć.  Przemierzaliśmy światy takie jak pustynie, łąki, świat gigantów czy pośród chmur ratując z tarapatów tamtejszych królów zamienionych w zwierzęta poprzez pokonanie Koopalinga urzędującego w danym rejonie na swoim latającym statku.  Poziom trudności wzrastał powoli z mniejszymi bądź większymi odchyłami od normy, gracz się nie nudził, ciągle czekało na niego coś nowego. W takim razie, co nie zagrało?

Przede wszystkim, po długich sesjach w Super Mario Maker ciężko mi było przestawić się na mniejszą ilość klatek w SMB3 oraz do innej fizyki postaci. Nie wiem czy to wina wcześniejszej gry w 60 klatkach w SMM, ale moim zdaniem Mario porusza się straszliwie nieprecyzyjnie. Momentami zbyt pobudliwie, innym razem za wolno. Skacze się też jakoś dziwacznie i ogółem podczas ogrywania Super Mario Bros. 3 z GBA na Wii U czułem jakby ta mityczna jakość Nintendo gdzieś uciekła. Ginąłem nie ze swojej winy, frustrowałem się, odechciewało mi się grać. Co prawda, po dłuższej grze zacząłem przyzwyczajać się do jej fizyki, jednak nigdy w 100% nie czułem, że całkowicie panuję nad swoją postacią. Inną, drażniącą mnie kwestią są dołożone, jakby na siłę, wypowiedzi Mario odpalane w niektórych momentach, np. zebrania 1-up, czy śmierci. Dawniej mi to nie przeszkadzało, dziś – irytuje. Chyba za stary i zbyt marudny się robię. Mógłbym się również przyczepić do samej grafiki, która, jak wiadomo, nie zachwyca, ale biorąc pod uwagę, że to gra z GBA, to można przymknąć na to oko. Jak na standardy Game Boy Advance, jest w porządku, a sama gra na padlecie wygląda całkiem znośnie, a co wrażliwsi będą mogli sobie włączyć wygładzanie krawędzi.

Czy coś oprócz tego jest nie tak? Nie! To nadal prześwietny Mario z masą genialnie zaprojektowanych poziomów. Oprócz tego, Nintendo delikatnie podkręciło ten port, udostępniając nam niedostępne już dodatkowe poziomy, które na GBA mogliśmy odblokować używając e-Readera. Pamięta ktoś w ogóle to urządzenie? Te poziomy są znacznie krótsze od klasycznych, jednak zawsze dorzucają coś od siebie, zapewniając dodatkową rozgrywkę. Jeśli tylko nie przeszkadza Wam mała rozdzielczość obrazu, niskiej jakości głos Mario i przede wszystkim inna względem Super Mario Maker fizyka – będziecie zachwyceni.

Mam jednak wrażenie, że będziecie się lepiej bawić z Super Mario All Stars z Wii odpalonym na Wii U. Nie dość, że dostaniecie w najlepszej jakości Super Mario Bros. 3, to oprócz tego będziecie mogli zagrać w remastery innych części Mariana. W lepszym dźwięku i obrazie. Mój nostalgiczny powrót do Super Mario Advance 4: Super Mario Bros. 3 nie był tak wspaniały i idealny, jak go sobie wyobrażałem. Co nie znaczy, że gra jest zła. Może jednak faktycznie zostawić pewne rzeczy schowane głęboko w sobie, bo czar wspomnień może nagle prysnąć.