Rate this post

W The Swindle wcielasz się w rzezimieszka ze steampunkowego Londynu, który ma zaledwie 100 dni, aby dokonać skoku stulecia. Wcześniej musi jednak zebrać fundusze na niezbędne przygotowania, co oznacza dziesiątki mniejszych skoków. Funduszy zawsze brakuje, nie każdy skok się udaje, a czas ucieka.

Są takie mechaniki w grach wideo, z których twórcy muszą korzystać bardzo ostrożnie, żeby nie zepsuć swojej gry. Idealnym przykładem są misje eskortowe, które w większości produkcji są prawdziwą zmorą graczy. Na szczęście nie ma ich w The Swindle.

Zabili go i uciekł

Niestety, w grze są inne kontrowersyjne pomysły. Właściwie całe The Swindle to kompilacja aż czterech mechanik rozgrywki, które są jak stąpanie po cienkim lodzie. Po pierwsze, permadeath. Jeden błąd w The Swindle oznacza śmierć bohatera, a wraz z nim traci się zebrane w danej misji pieniądze (to nie jest problem) oraz mnożnik kasy, który rośnie wraz z udanymi napadami – i to jest już strata, która boli. Zabitego bohatera zastępuje nowy i tak w nieskończoność.

Wylosuj sobie trumnę

Druga potencjalna mina to proceduralnie generowane poziomy. Każda misja jest składana losowo i na bieżąca z gotowych segmentów, co niestety nie działa najlepiej. Z jednej strony prowadzi to nagłych i niesprawiedliwych skoków trudności, kiedy nie ma innego wyjścia, jak poświęcić postać i pogodzić się ze stratami.

Z drugiej strony, fragmenty plansz mogą być dosłownie niemożliwe do przejścia na danym poziomie rozwoju bohatera. Albo przeciwników jest za dużo, albo są pomieszczenia, z których już nie da się wrócić do statku i zakończyć misji. To drugie zdarza się o tyle często, że nie da się przejrzeć całej mapy i precyzyjnie zaplanować swoich ruchów.

Wiemy, ale nie powiemy

Trzecia mina to zastosowanie metody prób i błędów w drzewku rozwoju postaci. Otóż gracz ma do wyboru 20-30 różnych ulepszeń, zdolności, narzędzi itepe, które mu mają ułatwić kolejne napady. Sęk w tym, że trzeba wybierać, ponieważ w sto dni nie da się zarobić na wszystkie. A nie każdy upgrade jest równie przydatny. Jeśli kupicie zdolność, która nie przełoży się na większe zyski albo będzie w inny sposób chybiona, czeka Was żmudne grindowanie kasy, by kupić to, co potrzebne. A wtedy nie wyrobicie się w te 100 dni, na pewno nie przy pierwszym podejściu, a co najgorsze – właśnie tak to sobie zaplanowali twórcy.

I tak dochodzimy do czwartego gwoździa do trumny – ograniczenia czasowego. Strasznie ciężko mi sobie przypomnieć dobrą grę, która mnie popędzała i nie miałem jej tego za złe. Tylko seria Pikmin przychodzi mi teraz na myśl, a The Swindle nie będzie kolejnym wyjątkiem. Wprawdzie tutaj zegar nie tyka podczas każdego skoku, ale jak już wspomniałem każda próba napadu to jeden dzień mniej z puli stu dni. Nie zdążyłeś dokonać Wielkiego Skoku w tym czasie? To próbuj od nowa, mądrzejszy o poprzednie doświadczenia. Trial and error oraz sztuczne wydłużenie rozgrywki. Nie jest to złe samo w sobie, ale w połączeniu z opisanymi wyżej mechanikami przelewa czarę goryczy.

The Swindle – wyrok

Mimo wszystko wiem, że są fani gier, które karzą niemiłosiernie i rzucają kłody pod nogi na każdym kroku. Im The Swindle może się spodobać, bo to ładna gra i dobrze udźwiękowiona, a i poziom adrenaliny potrafi podnieść. Sam momentami dobrze się bawiłem ze Szwindlem, ale zawsze w końcu przychodził plaskacz w twarz: a to durna plansza się wygenerowała, a to sterowanie mnie zawiodło albo utknąłem gdzieś bez możliwości ukończenia misji. Nie wspominając już, że gra na Wii U potrafi się zawiesić. Są lepsze gry na eShopie, szkoda kasy i nerwów akurat na tego indyka.

Plusy:

– przyjemna oprawa AV

– wymaga skupienia

– ciekawy setting

Minusy:

– miks kontrowersyjnych mechanik rozgrywki

– na dodatek przeciętnie zrealizowanych

– niedokładne sterowanie i zawieszanie się gry

– porażki nie z winy gracza

Ocena: 4.5/10

*kod na grę dostarczony przez Oficjalnego Dystrybutora Nintendo