Od dłuższego czasu w cyfrowym świecie tradycją stały się promocje na Halloween, kiedy wszelkie ponure, mroczne tytuły wystawiane są na froncie wirtualnych witryn i kuszą sowitą obniżką ceny. Nintendo eShop nie jest wyjątkiem od tej reguły. Jedną z oferowanych przed świętem zmarłych gier jest The Keep – dungeon crawler produkcji czeskiego studia Cinemax. Cukierek czy psikus? Przekonacie się po przeczytaniu recenzji.
Jan Kovalsky, bohater wieków ciemnych
Akcja The Keep toczy się w średniowiecznej krainie Tallia. Czarnoksiężnik Watrys, omamiony mocą magicznych kryształów zniewolił ludność z całego regionu i wykorzystuje dzieci (chętnie postawiłbym w tym miejscu kropkę w celu podniesienia dramaturgii :D) do wydobywania cennego surowca z ziemi. Przeciwstawia się mu bezimienny bohater, młody syn ojca bez cech szczególnych, chociaż na portrecie wygląda na 40-latka nie myjącego włosów. Wyraźnie widać, że twórcy chcieli na główną postać szarego Kowalskiego, nie wyróżniającego się przedstawiciela ludu, który ratuje świat bo nie ma innego wyboru i lubi podkreślać swój brak wyjątkowości. Sam pomysł nie jest zły, ale biorąc pod uwagę skromną ilość tekstu poświęconą na budowanie świata i nakreślenie fabuły łatwo odnieść wrażenie, że „zwykły” równa się nudny i bez charakteru.
Historia przedstawiona jest na rysowanych dwuwymiarowych planszach, okraszona czytanym przez lektora tekstem. Realistyczna kreska i trzymanie się ram fantasy w zachodnim wydaniu to przyjemna odmiana w gatunku zdominowanym na handeldach przez skąpo odziane japońskie nastolatki. Możecie więc oczekiwać krasnoludów, trolli czy przerośniętych szczurów zamiast kolorowych glutów i sympatycznych stworków. Rozgrywka prowadzona jest w widoku z pierwszej osoby, co doskonale nadaje się do wykorzystania efektu stereoskopowego 3D. Otoczenie w The Keep wygląda schludnie, a trójwymiar ułatwia dostrzeganie drobiazgów jak wystający kamień-przełącznik z muru czy wyłamane z bramy metalowe pręty. Narzekać można jedynie na fakt, że modele przedmiotów w grze potrafią się mocno różnić od ich rysowanych wersji w inwentarzu. Przykładowo fiolki z napojami kształtem i nasyceniem koloru tylko z grubsza przypominają przedmiot w menu, a miecze na ekranie ekwipunku wyglądają jakby zostały ułamane niewiele nad rękojeścią.
Dzierżąc stylus, walcz uważnie!
Walki w The Keep odbywają się w czasie rzeczywistym, co od razu nasuwa na myśl skojarzenia z pecetowym The Legend of Grimrock. Bardzo podobnie można wykorzystywać ruch w bok, żeby unikać ciosów przeciwników i zyskać czas na przygotowanie własnego ataku. Tak samo jak w Grimrocku sprawia to, że potyczki nie są wymagające, bo w ostateczności każde starcie można wygrać tym samym tanim trickiem.
Cinemax jednak wprowadzili pewien twist w tą formułę, ponieważ sterowanie obudowane jest dookoła stylusa. Ekran walki pozwala na wykonywanie gestów rysikiem po planszy składającej się z dziewięciu pól. Obszar na którym wykona się ruch określa miejsce uderzenia w hitbox przeciwnika. Myślcie sobie Skyward Sword na touch screenie. Krasnal odsłania brzuch, trzeba bić w środkowe pole. Nietoperz szybuje w powietrzu, największą skuteczność będzie miał cios z góry. Nie powiem, żeby działało to tak idealnie jak w Zeldzie, ale pomysł mi się bardzo podobał, bo wprowadza element taktyczny. Oprócz zwykłych ataków po pewnym czasie można też wykonywać specjale, polegające na dłuższych, bardziej złożonych gestach. Ślepe naparzanie kombinacji nie odniesie skutku, ponieważ ilość ciosów ogranicza pasek staminy. Trzeba więc planować swoje ruchy i wiedzieć, kiedy lepiej chwilę odczekać.
Używanie magii działa na podobnej zasadzie. Czary uaktywnia się umieszczając runy na planszy 4 x 5 zgodnie z wytycznymi w znalezionych zwojach. Następnie uruchamia się je przejeżdżając po runach stylusem w odpowiedniej kolejności. Tutaj zamiast patentu z hitboxem, twórcy wprowadzili element puzzli. Należy tak układać runy, żeby zyskać dostęp do jak największej ilości zaklęć. Czary są ograniczone ilością many oraz czasem potrzebnym na tzw. „cooldown” każdej runy.
Wreszcie trzecią funkcją stylusa jest interakcja z otoczeniem. Rysik w tym wypadku działa jako zastępca myszki, pozwalając podnosić i rzucać przedmioty oraz operować przeróżnymi przyciskami czy dźwigniami.
Bardziej przygoda niż RPG
The Keep podzielone jest na 10 rozdziałów, każdy z oddzielnym labiryntem o innym temacie. Bohater musi się między innymi wydostać w więzienia i przedrzeć przez opuszczone kopalnie zanim dotrze do wieży czarnoksiężnika. Każdemu rodzaju lochów towarzyszą zagadki wpisujące się w motyw labiryntu. Przykładowo w kopalni trzeba rozwikłać szereg łamigłówek związanych z obsługą wózków i znajduje się sekrety za niestabilnymi ścianami. Wieża nastawiona jest bardziej na walkę i wduszanie kafli kamieniami. Nie brakuje przy tym elementów zręcznościowych i nie mówię tutaj tylko o operowaniu stylusem. Znajdzie się zabawa teleportami, ucieczki przed pociskami magicznymi, a nawet unikanie ognistych platform.
Największym minusem rozdziałowej struktury gry jest brak możliwości wracania do ukończonego labiryntu w celu odnalezienia reszty sekretów. Znajdźki niejednokrotnie są umieszczone na wyciągnięcie ręki, ale przyblokowane mechanizmem, nad którym trzeba się dłużej zastanowić. Bywało to frustrujące, bo wolałbym nie siedzieć pół godziny nad jednym pierścieniem schowanym za kratami tylko pchnąć dalej fabułę do przodu i wrócić później, aby spróbować kolejnego podejścia „na świeżo”.
Oprócz tego brakowało mi w The Keep bardziej rozbudowanych elementów RPG. Gra nie kładzie nacisku na rozwój ani na uzbrojenie postaci. Każdy labirynt ma ograniczoną liczbę przeciwników, w związku z czym ograniczoną ilość punktów doświadczenia do zebrania. Za każdy zdobyty poziom postaci można przydzielić trzy punkty do zaledwie trzech statystyk. Osobno levelują walka wręcz i magia, w zależności od ilości wykonanych ciosów i czarów. Ekwipunek jakiś tam jest, ale nie zauważyłem znaczącego wpływu na wynik walk. Większe znaczenie mają runy dlatego, że łatwo jakąś pominąć, blokując sobie tym samym dostęp np. do czaru leczącego przez resztę gry. Starego eq i rzadko używanych przedmiotów nie można nigdzie spieniężyć ani zamienić.
Udany mini-Grimrock na 3DSa
Podsumowując, The Keep definiuje się przez pojęcie przygody. Czas trwania rozgrywki na ok. 6 godzin oraz segmentowany świat gry sprawiają, że nadaje się na krótkie sesje i szarobura stylistyka się nie przejada. Z drugiej strony brak możliwości backtrackingu i mało elementów RPG mogą sprawić, że gra dla niektórych będzie zbyt uboga by usprawiedliwić dość wysoką cenę.
Wydłużyć zabawę może wybranie wyższego poziomu trudności (dostępne są trzy) oraz włączenie perma-death. Gra zlokalizowana jest w pięciu językach, a na pochwałę zasługuje pamięć o leworęcznych graczach i przygotowanie dla nich odpowiedniego schematu sterowania.
Nasi południowi sąsiedzi przypominają, że rysik jest nadal ciekawym narzędziem, urozmaicającym rozgrywkę i że nie każdy dungeon crawler na 3DSa musi być jednocześnie symulatorem randki i mieć nieskończenie wiele opcji grzebania w statystykach. Bierzecie, póki jeszcze trwa promocja!
Plusy:
+ wykorzystanie rysika
+ sprytnie pochowane sekrety
+ średniowieczna, „zachodnia” stylistyka
Minusy:
– brak możliwości cofania się do ukończonych rozdziałów
– mało elementów RPG
– skromnie nakreślona fabuła i nudny bohater
Ocena końcowa:
7 / 10