Historia zwana Wii U dobiega powoli już końca, warto więc wrócić myślą do jej początków. Recenzję NSMBU po latach serwuje gościnnie Rayos, wcześniej związany m.in. z My3DS.pl. – [kaxi]
Mario Bros., Super Mario Bros. New Super Mario Bros… Co dalej? Seria dwuwymiarowych platformówek z naszym wąsatym hydraulikiem na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat ulegała drobnej zmianie i ewolucji, jednocześnie oferując stosunkowo powtarzalny trzon rozgrywki. Gdy swoją premierę miała ostatnia stacjonarna konsola Nintendo – Wii U – naturalnie musieliśmy dostać kolejnego Mariana. New Super Mario Bros. U, bo o nim mowa uchodzi za najlepszą odsłonę serii New, a ja chciałbym Wam przedstawić moją opinię na jej temat.
NSMBU nie trafił w dobry okres wydawniczy. Nintendo w 2012 roku wpadło w szał wpychania Mario w każdej formie na każdą konsolę, więc w ciągu roku utrzymaliśmy NSMB2 na 3DS, Super Mario 3D Land, Mario Kart 7, NSMBU, jakieś olimpiady z Soniciem i Mario … Było tego sporo i ludzie byli już trochę zmęczeni hydraulikiem wielkiego N, tym bardziej, że New Super Mario Bros. 2 które wyszło zaledwie parę miesięcy przed U nie zachwycało. Twórcy NSMBU jednak zakasali rękawy i udowodnili, że nadal wiedzą jak tworzyć solidnego platformera, jednocześnie przypominając o swoich korzeniach.
Trzy słowa o grze
Już na starcie gry tytuł uderza nas nostalgicznym prawym sierpowym, odsłaniając mapę gry zrobioną na modłę tej z Super Mario World. Seria New żegna się z tradycyjnym podziałem na 8 światów z prostą i względnie liniową mapą. Tym razem, podobnie jak starszym tytule mamy jedną dużą mapę po której zwiedzając kolejne lokacje odkrywamy nowe poziomy, skróty, ukryte przejścia. Cała mapa jest żywa i kolorowa, każdy jej fragment nie odstaje od innego, odblokowaniu nowych ścieżek często towarzyszą jakieś dłuższe animacje pojawiania się schodów, kłód na wodzie czy gwałtownego wzrostu magicznej fasoli.
Poza mapą, jak wygląda sama rozgrywka? Jest to typowy Marian, idziemy w prawo, zbieramy power-upy, skaczemy po platformach i wrogach, starając się uratować księżniczkę z opresji. W tej kwestii nie ma dużej rewolucji, do gry powracają znane i lubiane kostiumy, a jedyną nowością jest wciskany gdzie tylko się da żołądź, który zmieni naszego Mariana w latającego wiewióra zdolnego do powolnego szybowania w dół oraz przyczepiania się na moment do dowolnej ściany.
Po rozczarowującym poziomie wykonania poziomów w NSMB2, NSMBU wraca na właściwe tory serwując nam najlepsze plansze w całej serii. Jasne, znowu mamy powtórkę rozrywki w postaci takich samych tematycznie światów, ale ich wykonanie bije o głowę wcześniejsze iteracje Mariana. Wszystkie poziomy są bogate w detale ze ślicznymi, ręcznie rysowanymi tłami, które potrafią zachwycić. Spore wrażenie zrobiło na mnie kilka plansz z elementami otoczenia i tłem w stylu obrazu „Gwiaździsta Noc” Vincenta van Gogha. Wrogowie nigdy nie są chamsko umiejscowieni, a same elementy platformowe są wyważone idealnie. Nadal gramy na dwuwymiarowych planszach z trójwymiarowymi modelami postaci, i pomimo tego, że gra chodzi w Full HD w 60 klatkach na sekundę trochę już męczy taka forma grafiki. Krótko o muzyce: tu gra niestety kuleje, serwując nam dokładnie te same utwory od przeszło kilku lat. Gdzieniegdzie znajdzie się jakiś nowy utwór, lekki remiks starego, ale nie jest to nic wartego uwagi. Szkoda, bo czuć stracony potencjał, tym bardziej, że cała reszta sprawia wrażenie mocno dopieszczonej.
Mario dla dzieci?
Gra powoli i sukcesywnie zwiększa swój poziom trudności, z mniejszymi bądź większymi wyjątkami przeciągniętymi na jedną ze stron wyzwania, ale nie jest to nic wielkiego. NSMBU jest zdecydowanie najtrudniejszą odsłoną serii, więc bardziej niedzielni gracze mogą poczuć frustrację na niektórych poziomach. Na planszach znajdziemy mnóstwo poukrywanych pomieszczeń i przejść, często skrywających ukryte wyjścia z leveli, które nas doprowadzą albo do pobocznych plansz inaczej niedostępnych, bądź do skrótów. Tradycyjnie dla serii musimy również wytężyć wzrok, wzmocnić nasz zmysł poszukiwacza i zwiększyć umiejętności skakania w poszukiwaniu trzech dobrze ukrytych Star Coinsów.
Pamiętać trzeba, że co jakiś czas trafimy do zamku gdzie zawalczymy z bossem. Po drodze do głównego zamku trafimy na mniejsze zameczki z mini bossem w postaci jakiegoś prostego przeciwnika do pokonania, jednak głównym wyzwaniem będzie (ponownie, wzorem Super Mario World) pokonanie ósemki Koopalingów wraz z Bowserem Jr. oraz samym królem Koopą.
W rozgrywce jak już wspomniałem pomagają nam power-upy. Jedyną nowością jest przytoczony już wiewiór, który momentami za bardzo ułatwia rozgrywkę. Oprócz tego znajdziemy tradycyjne dla serii power-upy oraz także, w pewnym momencie gry, propeller suit i wdzianko pingwina. W grze naturalnie posiadamy skromny schowek, w którym naraz możemy przechowywać do ośmiu ulepszeń, które możemy użyć na naszej postaci przed rozpoczęciem poziomu. Choć brakuje nowości w sferze kostiumów naszego hydraulika, w przygodzie pomóc nam może nasz wierny dinozaur Yoshi oraz trójka jego mniejszych odpowiedników. Niestety, wzorem Super Mario World po nakarmieniu ich nie Historia zwana Wii U dobiega powoli już końca, warto więc wrócić myślą do jej początków. Recenzję NSMBU po latach serwuje gościnnie Rayos, wcześniej związany m.in. z My3DS.pl. – [kaxi]
Mario Bros., Super Mario Bros. New Super Mario Bros… Co dalej? Seria dwuwymiarowych platformówek z naszym wąsatym hydraulikiem na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat ulegała drobnej zmianie i ewolucji, jednocześnie oferując stosunkowo powtarzalny trzon rozgrywki. Gdy swoją premierę miała ostatnia stacjonarna konsola Nintendo – Wii U – naturalnie musieliśmy dostać kolejnego Mariana. New Super Mario Bros. U, bo o nim mowa uchodzi za najlepszą odsłonę serii New, a ja chciałbym Wam przedstawić moją opinię na jej temat.
NSMBU nie trafił w dobry okres wydawniczy. Nintendo w 2012 roku wpadło w szał wpychania Mario w każdej formie na każdą konsolę, więc w ciągu roku utrzymaliśmy NSMB2 na 3DS, Super Mario 3D Land, Mario Kart 7, NSMBU, jakieś olimpiady z Soniciem i Mario … Było tego sporo i ludzie byli już trochę zmęczeni hydraulikiem wielkiego N, tym bardziej, że New Super Mario Bros. 2 które wyszło zaledwie parę miesięcy przed U nie zachwycało. Twórcy NSMBU jednak zakasali rękawy i udowodnili, że nadal wiedzą jak tworzyć solidnego platformera, jednocześnie przypominając o swoich korzeniach.
Trzy słowa o grze
Już na starcie gry tytuł uderza nas nostalgicznym prawym sierpowym, odsłaniając mapę gry zrobioną na modłę tej z Super Mario World. Seria New żegna się z tradycyjnym podziałem na 8 światów z prostą i względnie liniową mapą. Tym razem, podobnie jak starszym tytule mamy jedną dużą mapę po której zwiedzając kolejne lokacje odkrywamy nowe poziomy, skróty, ukryte przejścia. Cała mapa jest żywa i kolorowa, każdy jej fragment nie odstaje od innego, odblokowaniu nowych ścieżek często towarzyszą jakieś dłuższe animacje pojawiania się schodów, kłód na wodzie czy gwałtownego wzrostu magicznej fasoli.
Poza mapą, jak wygląda sama rozgrywka? Jest to typowy Marian, idziemy w prawo, zbieramy power-upy, skaczemy po platformach i wrogach, starając się uratować księżniczkę z opresji. W tej kwestii nie ma dużej rewolucji, do gry powracają znane i lubiane kostiumy, a jedyną nowością jest wciskany gdzie tylko się da żołądź, który zmieni naszego Mariana w latającego wiewióra zdolnego do powolnego szybowania w dół oraz przyczepiania się na moment do dowolnej ściany.
Po rozczarowującym poziomie wykonania poziomów w NSMB2, NSMBU wraca na właściwe tory serwując nam najlepsze plansze w całej serii. Jasne, znowu mamy powtórkę rozrywki w postaci takich samych tematycznie światów, ale ich wykonanie bije o głowę wcześniejsze iteracje Mariana. Wszystkie poziomy są bogate w detale ze ślicznymi, ręcznie rysowanymi tłami, które potrafią zachwycić. Spore wrażenie zrobiło na mnie kilka plansz z elementami otoczenia i tłem w stylu obrazu „Gwiaździsta Noc” Vincenta van Gogha. Wrogowie nigdy nie są chamsko umiejscowieni, a same elementy platformowe są wyważone idealnie. Nadal gramy na dwuwymiarowych planszach z trójwymiarowymi modelami postaci, i pomimo tego, że gra chodzi w Full HD w 60 klatkach na sekundę trochę już męczy taka forma grafiki. Krótko o muzyce: tu gra niestety kuleje, serwując nam dokładnie te same utwory od przeszło kilku lat. Gdzieniegdzie znajdzie się jakiś nowy utwór, lekki remiks starego, ale nie jest to nic wartego uwagi. Szkoda, bo czuć stracony potencjał, tym bardziej, że cała reszta sprawia wrażenie mocno dopieszczonej.
Mario dla dzieci?
Gra powoli i sukcesywnie zwiększa swój poziom trudności, z mniejszymi bądź większymi wyjątkami przeciągniętymi na jedną ze stron wyzwania, ale nie jest to nic wielkiego. NSMBU jest zdecydowanie najtrudniejszą odsłoną serii, więc bardziej niedzielni gracze mogą poczuć frustrację na niektórych poziomach. Na planszach znajdziemy mnóstwo poukrywanych pomieszczeń i przejść, często skrywających ukryte wyjścia z leveli, które nas doprowadzą albo do pobocznych plansz inaczej niedostępnych, bądź do skrótów. Tradycyjnie dla serii musimy również wytężyć wzrok, wzmocnić nasz zmysł poszukiwacza i zwiększyć umiejętności skakania w poszukiwaniu trzech dobrze ukrytych Star Coinsów.
Pamiętać trzeba, że co jakiś czas trafimy do zamku gdzie zawalczymy z bossem. Po drodze do głównego zamku trafimy na mniejsze zameczki z mini bossem w postaci jakiegoś prostego przeciwnika do pokonania, jednak głównym wyzwaniem będzie (ponownie, wzorem Super Mario World) pokonanie ósemki Koopalingów wraz z Bowserem Jr. oraz samym królem Koopą.
W rozgrywce jak już wspomniałem pomagają nam power-upy. Jedyną nowością jest przytoczony już wiewiór, który momentami za bardzo ułatwia rozgrywkę. Oprócz tego znajdziemy tradycyjne dla serii power-upy oraz także, w pewnym momencie gry, propeller suit i wdzianko pingwina. W grze naturalnie posiadamy skromny schowek, w którym naraz możemy przechowywać do ośmiu ulepszeń, które możemy użyć na naszej postaci przed rozpoczęciem poziomu. Choć brakuje nowości w sferze kostiumów naszego hydraulika, w przygodzie pomóc nam może nasz wierny dinozaur Yoshi oraz trójka jego mniejszych odpowiedników. Niestety, wzorem Super Mario World po nakarmieniu ich nie urosną do pełnowymiarowego Yoshiego, ale każdy z trzech charakteryzuje się specjalną umiejętnością, które są wykorzystywane na niektórych planszach. Złote dziecko Yoshiego jest w stanie tymczasowo rozświetlić obszar dookoła nas, niebieski stworek będzie strzelał bąbelkami, które uwiężą wrogów a fioletowo-różowy potrafi nadąć się jak balon dzięki czemu będziemy mogli przez chwilę latać.
Asymetryczny multiplayer
Jakby tego było mało, rozgrywka, wzorem poprzedników, zapewnia kooperacyjny tryb zabawy do pięciu graczy. Czwórka ze znajomych może wejść w skórę Mario, Luigiego i dwóch Toadów, za to piąty gracz, będący niejako obserwatorem gry na swoim padlecie, posiada moc tworzenia platform ułatwiających (bądź utrudniających) rozgrywkę. Patent ten dobrze wykorzystany potrafi znacznie umilić rozgrywkę osobom niezaznajomionym z platformówkami jak i potrafi uprzykrzyć znacznie życie graczom już doświadczonym, np. podsadzając mu platformę tuż pod głową w momencie skoku. Naturalnie rozgrywka wieloosobowa jest dość chaotyczna, bo postacie oddziałują na siebie nawzajem. Grając w pojedynkę nie mamy dostępu do tworzenia platform, pomimo zmuszenia do gry na gamepadzie.
Podczas naszych przygód co jakiś czas na planszy na której już byliśmy pojawi się wredny Nabbit, który porwał Toada. Naszym celem w takim wypadku jest powrót do tego levelu i złapanie uciekającego przeciwnika w 100 sekund. Jeśli nam się uda, to Toad nas obdaruje jeszcze jednym rodzajem power-upa – Super żołędziem, który działa tak samo jak zwykły (zamienia nas w wiewióra), ale z tą różnicą, iż możemy w nieskończoność latać.
Jeśli mało Wam podstawowych ponad 80 poziomów, gra oferuje też specjalny tryb wyzwań z trzystopniowym systemem oceniania (brązowy, srebrny i złoty medal). Wyzwania te, choć są dość proste do ukończenia na brązowy medal, przy bardziej wartościowych odznakach trzeba będzie się już sporo napocić. Poziom trudności gry daje o sobie znać zwłaszcza w tym trybie. Miłym (i trochę niepokojącym) dodatkiem w tym trybie jest to, że możemy grać naszym Mii. A właściwie głową naszego Mii przytwierdzoną do ciała Mario.
Z perspektywy lat
Jak to więc jest z tym New Super Mario Bros. U? Z jednej strony jest to tytuł pełny, zawierający mnóstwo świetnie zaprojektowanych poziomów, z dobrze wyważonym poziomem trudności. Możemy bawić się samotnie jak i wraz z czwórką przyjaciół, oprócz tego mamy jeszcze tryb wyzwań. Jednak porównując NSMBU do późniejszych platformerów takich jak Donkey Kong Country Tropical Freeze, Shovel Knight czy Rayman Origins i Legends to gra wydaje się wypadać dość blado. Brakuje dodatkowych wyzwań w stylu time triali, brakuje jakiegoś większego zbieractwa, brakuje dobrej muzyki czy grafiki. Marian zyskałby wiele, jeśli Nintendo zdecydowałoby się na powrót do stuprocentowej gry 2D, najlepiej z ręcznie rysowaną grafiką jak w przytoczonym Raymanie. Przydałaby się też nowa muzyka, bo gracze słuchają tych samych nut od przeszło dekady. Dodatkowo w momencie wydania gracze mogli być już zmęczeni taką, a nie inną formą platformówki z wąsatym hydraulikiem.
Marian zdecydowanie chwycił zadyszkę w latach 2012-2013. NSMBU jednak jest jego skromnym powrotem do formy i pomimo upływu tych kilku lat, nadal daje ogromne dawki frajdy z gry. Sterowanie jest bardzo responsywne, Full HD i 60 klatek cieszy oko, a design poziomów nie odstaje aż tak bardzo od innych, później wydanych gier platformowych. Wąsaty hydraulik, choć nadgryziony lekko pazernością Nintendo nadal potrafi przykuć gracza do telewizora. Jest to gra zdecydowanie wart ogrania, ale należy pamiętać, że na rynku istnieje kilka, moim zdaniem, lepszych reprezentantów swojego gatunku.urosną do pełnowymiarowego Yoshiego, ale każdy z trzech charakteryzuje się specjalną umiejętnością, które są wykorzystywane na niektórych planszach. Złote dziecko Yoshiego jest w stanie tymczasowo rozświetlić obszar dookoła nas, niebieski stworek będzie strzelał bąbelkami, które uwiężą wrogów a fioletowo-różowy potrafi nadąć się jak balon dzięki czemu będziemy mogli przez chwilę latać.
Asymetryczny multiplayer
Jakby tego było mało, rozgrywka, wzorem poprzedników, zapewnia kooperacyjny tryb zabawy do pięciu graczy. Czwórka ze znajomych może wejść w skórę Mario, Luigiego i dwóch Toadów, za to piąty gracz, będący niejako obserwatorem gry na swoim padlecie, posiada moc tworzenia platform ułatwiających (bądź utrudniających) rozgrywkę. Patent ten dobrze wykorzystany potrafi znacznie umilić rozgrywkę osobom niezaznajomionym z platformówkami jak i potrafi uprzykrzyć znacznie życie graczom już doświadczonym, np. podsadzając mu platformę tuż pod głową w momencie skoku. Naturalnie rozgrywka wieloosobowa jest dość chaotyczna, bo postacie oddziałują na siebie nawzajem. Grając w pojedynkę nie mamy dostępu do tworzenia platform, pomimo zmuszenia do gry na gamepadzie.
Podczas naszych przygód co jakiś czas na planszy na której już byliśmy pojawi się wredny Nabbit, który porwał Toada. Naszym celem w takim wypadku jest powrót do tego levelu i złapanie uciekającego przeciwnika w 100 sekund. Jeśli nam się uda, to Toad nas obdaruje jeszcze jednym rodzajem power-upa – Super żołędziem, który działa tak samo jak zwykły (zamienia nas w wiewióra), ale z tą różnicą, iż możemy w nieskończoność latać.
Jeśli mało Wam podstawowych ponad 80 poziomów, gra oferuje też specjalny tryb wyzwań z trzystopniowym systemem oceniania (brązowy, srebrny i złoty medal). Wyzwania te, choć są dość proste do ukończenia na brązowy medal, przy bardziej wartościowych odznakach trzeba będzie się już sporo napocić. Poziom trudności gry daje o sobie znać zwłaszcza w tym trybie. Miłym (i trochę niepokojącym) dodatkiem w tym trybie jest to, że możemy grać naszym Mii. A właściwie głową naszego Mii przytwierdzoną do ciała Mario.
Z perspektywy lat
Jak to więc jest z tym New Super Mario Bros. U? Z jednej strony jest to tytuł pełny, zawierający mnóstwo świetnie zaprojektowanych poziomów, z dobrze wyważonym poziomem trudności. Możemy bawić się samotnie jak i wraz z czwórką przyjaciół, oprócz tego mamy jeszcze tryb wyzwań. Jednak porównując NSMBU do późniejszych platformerów takich jak Donkey Kong Country Tropical Freeze, Shovel Knight czy Rayman Origins i Legends to gra wydaje się wypadać dość blado. Brakuje dodatkowych wyzwań w stylu time triali, brakuje jakiegoś większego zbieractwa, brakuje dobrej muzyki czy grafiki. Marian zyskałby wiele, jeśli Nintendo zdecydowałoby się na powrót do stuprocentowej gry 2D, najlepiej z ręcznie rysowaną grafiką jak w przytoczonym Raymanie. Przydałaby się też nowa muzyka, bo gracze słuchają tych samych nut od przeszło dekady. Dodatkowo w momencie wydania gracze mogli być już zmęczeni taką, a nie inną formą platformówki z wąsatym hydraulikiem.
Marian zdecydowanie chwycił zadyszkę w latach 2012-2013. NSMBU jednak jest jego skromnym powrotem do formy i pomimo upływu tych kilku lat, nadal daje ogromne dawki frajdy z gry. Sterowanie jest bardzo responsywne, Full HD i 60 klatek cieszy oko, a design poziomów nie odstaje aż tak bardzo od innych, później wydanych gier platformowych. Wąsaty hydraulik, choć nadgryziony lekko pazernością Nintendo nadal potrafi przykuć gracza do telewizora. Jest to gra zdecydowanie wart ogrania, ale należy pamiętać, że na rynku istnieje kilka, moim zdaniem, lepszych reprezentantów swojego gatunku.