Rate this post

Dzisiaj, 23 września, firma Nintendo obchodzi 125. urodziny! Kiedy w 1889 roku Fusajiro Yamauchi zakładał swoją firmę, ludzkość nie znała jeszcze filmu, Stany Zjednoczone liczyły tylko 38 stanów (dziś 50), a Brazylia była cesarstwem. Wprawdzie musiały minąć jeszcze 92 lata, zanim świat poznał Mario, ale to właśnie dziś sto dwadzieścia pięć lat temu rozpoczęła się historia firmy, w której gry zagrywam się przez większość życia.

Urodziny Nintendo chciałbym uczcić w prosty sposób. Wpisem obrazkowym, wspominając moje najmilsze chwile z produktami Nintendo. W końcu tysiąc słów jest srebrem, a obraz złotem.

Pierwsza konsola:

Srebrny Game Boy Pocket za pieniądze z komunii. Z fajnym, dużym, przezroczystym pudełkiem z logiem (zdjęcie niewłasne). Po jakichś dwóch latach spieniężony na zakup Dual Shocka do PSXa.

Pierwsza gra:

Donkey Kong Land. Prawdopodobnie, bo nie pamiętam, czy to nie była druga część. Ale na pewno kartridż był żółty. Kupiony wraz z powyższym Game Boyem Pocketem. Bardzo długo moja jedyna gra, dlatego zrobiona na jakieś 98%.

Ulubiona konsola:

GameCube. Czarny. Z Wave Race: Blue Storm na start, które ograłem tak, że aż zrobiłem poradnik dla każdej trasy i każdej pogody. Pojawił się w Game Only bodajże, gdy stawiałem pierwsze kroki w branżuni pismaczej.

Ulubiona gra:

Wave Race był pierwszą moją grą na GCN, ale dopiero Wind Waker spowodował opad szczęki. To była moja pierwsza Zelda i od razu tak bardzo dobra! Grałem zaczarowany jak 5-latek bajką Disneya.

Najnowszy zakup:

Złożony już pre-order. Na wersję Specjalną, o której mogliście przeczytać tutaj.

Najlepsze party:

Niepozorna gra, która zgarnęła przeciętne oceny w naszym kraju. A to prawdziwy imprezowy diament, grywalny wciąż tak samo po 7 latach jak w dniu premiery. Growy odpowiednik Latającego Cyrku Monty Pythona. W gronie moich znajomych zwany „hebluj dziwko”, od jednej z minigierek – wtajemniczeni wiedzą.

Największy hype:

Na Eternal Darkness i jego Sanity Meter byłem napalony jak buhaj na jałówkę. I gra niesamowicie dostarczyła, przeszedłem 3 razy, mimo tego, że PSX Extreme w recenzji zaspoilowało, co tylko się dało. ED miało jeszcze inny ciekawy patent, mianowicie bardzo oszczędne rozporządzanie boss fightami.

Najlepsza gra nikogo:

Another Code (NDS) – wspaniała przygodówka, pionierka rezurekcji gatunku na handheldzie Nintendo. Unikalny klimat i ciekawy kierunek artystyczny pomagały, ale to łamigłówki świadczyły o potędze tytułu. Sequel na Wii był uroczy, ale nie podniósł poprzeczki. Another Code zrobili ludzie z CiNG, zamkniętego już studia, które tworzyło także przygody Kyle’a Hyde’a.

Tyle lat, tyle świetnych gier. Sto lat nie wypada, więc Long Live Nintendo!